Cichy zapada zmrok, idzie już ciemna noc...
"Wiele osób słysząc że wybieram się sam na taką wyprawę, pytało czy się nie boję. Owszem, na początku się bałem i spędziłem sporo czasu czytając relacje innych osób, oraz informacje o zagrożeniach. Tym co mnie uspokoiło było relacja kobiety, która samodzielnie przejechała trasę z Tallina do Polski. Skoro jej nic się nie stało, to mi też się nie stanie.
Jednakże jadąc przez Litwę i co jakiś czas spoglądając na drogowskazy podziurawione z karabinu, powoli rozumiałem obawy i opinie jakie można było usłyszeć o tych terenach..."
Rankiem obudził mnie deszcz i wiatr który wiał przez szczeliny w konstrukcji. Wiedziałem że muszę zmienić sposób rozbijania plandeki, ponieważ wilgotna plandeka szarapana przez wiatr, regularnie ocierała się o mój śpiwór. Chciałem wstać z samego rana ale w wyniku niespodziewanych opadów, postanowiłem pospać chwilę dłużej. Po wstaniu, zjedzeniu śniadania i odbyciu całej porannej rutyny, wyruszyłem pełen nadzieji. Po przekroczeniu bramy kempingu, w pełnym słońcu prezentowała mi się okoliczna plaża.
Gdy wyjechałem na przelotówkę, moje marzenia o przyjemnej jeździe momentalnie prysły. Na "dobry" początek czekał mnie 1,5 kilometrowy podjazd o nachyleniu 6%. Może nie byłoby to tak przerażające gdyby nie fakt wiatru który jak się pojawił, tak towarzyszył mi już do końca mojej wyprawy...
Tego dnia temperatura wynosiła 26 stopni, o 2 mniej niż wczoraj. Dziennie zużywałem 5L wody na samo picie, żadne herbatki/zupki, tylko nawadnianie organizmu. Przejeżdżając przez jakąś miejscowość udało mi się zajrzeć do sklepu sieci "Maxxima". Jak się potem okaże, ta sieć będzie mi towarzyszyła przez całą trasę i w sumie muszę przyznać że jestem bardzo zadowolony z tej sieciówki. Przypomina Carrefour w Polsce, są wielkie sklepy, ale są też malutki jak Carrefour Express. W sklepie szukałem najtańszej wody, znalazłem po 0,15 euro, ale w kasie okazało się że na każdą butelkę jest kaucja 10 eurocentów. Gdy na zewnątrz przelałem wodę do butelek i bidonu, poszedłem z pustymi butelkami do kasjerki. Oczywiście nie miałem co liczyć na odpowiedź po angielsku ale Pani wyszła ze mną ze sklepu i pokazała budkę w której za wrzucone butelki dostawaliśmy papierowy zwrot kaucji.
Wiatr podczas tej podróży można było podzielić na ten znośny i ten tragiczny. Ten drugi ograniczał prędkość jazdy na prostej drodze do zaledwie 10km/h. Ten pierwszy który towarzyszył mi bardzo często, spowalniał mnie do jakiś 20km/h, wyglądało to tak jak na poniższym filmie...
Wiele osób słysząc że wybieram się sam na taką wyprawę, pytało czy się nie boję. Owszem, na początku się bałem i spędziłem sporo czasu czytając relacje innych osób, oraz informacje o zagrożeniach. Tym co mnie uspokoiło było relacja kobiety, która samodzielnie przejechała trasę z Tallina do Polski. Skoro jej nic się nie stało, to mi też się nie stanie.
Jednakże jadąc przez Litwę i co jakiś czas spoglądając na drogowskazy podziurawione z karabinu, powoli rozumiałem obawy i opinie jakie można było usłyszeć o tych terenach...
Tak jak mówiłem, wszystkie decyzje zależały tylko ode mnie i tylko mnie dotyczyły, kilka razy nie zdecydowałem się gdzieś pójść zrobić zdjęcie i teraz żałuję.
Jadąc przed siebie w pewnym momencie zobaczyłem kilka totemów wyłaniających się zza drzew. Ich ilość skłoniła mnie do momentalnego zjechania z drogi, w gęstą trawę z górki, przez drzewa i krzewy. Dotarłem do polany który była miejscem pamięci bitwy pod Grunwaldem w 1410 roku. Nie wiedziałem o co konkretnie chodziło bo na tablicy informacyjnej wszystko było po Litewsku. Dowiedziałem się za to że drzewa wokół mnie są posadzone w nie przypadkowy sposób...
Odnalazłem też totem poświęcony królowi Jagielle...
Gdy jechałem dalej, pogoda ulegała gwałtownemu pogorszeniu, zaczynało kropić, temperatura spadła do 18 stopni, wiatr się wzmagał. Po przejechaniu ponad 100 kilometrów zdecydowałem się spróbować złapać autobus. Dzięki mapom offline wiedziałem w której miejscowości jest przystanek, dlatego w najbliższej zatrzymałem się i czekałem na autobus który miał być za kilkanaście minut.
Na moje nieszczęście, na przystanek po chwili przybył też mocno pijany Pan, który mimo informacji że nie mówię po Litewsku, usilnie próbował mi coś przekazać. Jakby tego było mało zaraz przyszła też kobieta, która wierząc w swoją znajomość angielskiego próbowała mi coś powiedzieć na temat tego Pana i innych rzeczy. Myśląc że będę przy nich musiał próbować się dogadać z kierowcą-nie pocieszała mnie. Pożegnałem się i szaleńczym pędem pojechałem do miejscowości 2 kilometry dalej gdzie autobus miał być za 5 minut.
Zdążyłem...i okazało się że ten autobus się tam nie zatrzymuje...
Poczekałem w nadzieji że uda się go zatrzymać machając ręką...udało się!
Pokazałem kierowcy notatnik gdzie po litewsku zapisałem 4 słowa: Ile, Szawle, Ja, Rower.
Pan zrozumiał, niechętnie się zgodził i policzył sobie 6 euro. W autobusie skorzystałem z okazji by się chwilę zdrzemnąć. W trakcie trasy obudził mnie trzask. To przednia szyba na której teraz widniała piękna "pajęczyna", prawdopodobnie uderzył w nią kamień których na Litewskich drogach całkiem sporo.
Po dojechaniu na dworzec w Szawle, przejechałem jeszcze około 30 kilometrów do celu czyli kempingu Sunny Nights w Gatauciai. Kemping okazał się...zamknięty. Sforsowałem bramę wjazdową i odnalazłem tabliczkę z informacją: jeżeli chcesz u nas zostać, zadzwoń pod ten numer.
Z rozmowy telefonicznej dowiedziałem się że właściciele wyjechali do miasta i wrócą jutro.
Swój pobyt rozpocząłem od przekupienia psa który od samego początku na mnie szczekał.
Na szczęście plasterek szynki z mojej kanapki dał mi ciszę na jakieś 1,5h :D
Kemping był naprawdę wyjątkowy, miał w sobie coś niezwykłego, swój własny klimat. Poczułem się jak w jakimś postapokaliptycznym universum, gdzie jestem sam, oglądam pozostałości po ludziach, szukam miejsca na noc aby przeżyć...
Zrobiłem obchód całego terenu, niestety prysznice były zamknięte a pole namiotowe średnio skoszone. Postanowiłem że moim obozowiskiem będzie przedsionek drewnianej chatki.
Wyglądało to dość przytulnie, świecznik, materac...w środku było zdecydowanie cieplej niż na zewnątrz gdzie temperatura zdążyła już spaść do 10 stopni. Najistotniejszym argumentem aby tam spać było odizolowanie się od psa którego raczej nie chciałem spotkać w nocy. W tym celu, na noc zabarykadowałem się stołem, ponieważ przedsionek nie posiadał drzwi...
Moje obowisko było prawie idealne. Za pomocą multitoola odkręciłem przedłużacze z prądem biegnące na zewnątrz i wciągnąłem je do środka. Brakowało tylko możliwości umycia się, ale jak widać nie można mieć wszystkiego.
Przygotowałem kolację, materac przykryłem plandeką żeby nie złapać jakiegoś robactwa, zapaliłem świeczki. Gdy ciemne pomieszczenie oświetlił blask płomieni, poczułem magię. To był pierwszy moment tej podrózy, kiedy żałowałem że jestem sam, że przeżywam to wszystko tylko ja, zamiast cieszyć się tą magiczną chwilą z kimś innym.
Byłem bezpieczny. Cieszyłem się myślą że już jutro przekroczę granicę Łotwy. Zdmuchnąłem świeczki, położyłem się i cicho nuciłem melodię harcerskiej piosenki...
Cichy zapada zmrok, idzie już ciemna noc...
Cichy zapada zmrok, idzie już ciemna noc..
Zostań zostań wsród nas, bo już ciemno, i mgła...
Zostań zostań wśród nas, tak jak byłeś za dnia...
Komentarze