Niemieckie pociągi i problemy techniczne
"Pogoda tego dnia do najładniejszych nie należała, pochmurno i deszczowo, ale obsługa pociągu najwyraźniej była innego zdania bo klimatyzacja chłodziła porządnie. Z początku dało się jakoś wytrzymać, ale po godzinie odmarzały nam nogi. Pani sprawdzająca bilety troszkę wyśmiała moją sugestię przykręcenia chłodzenia, mimo że pasażerka obok również przyznała że ciepło to tu nie jest. No nic, jednak mogłem wziąć ciepłe skarpetki..."
Dzień 1, Warszawa-Berlin-Osnabrück-Köln
17.07.2017, 10km
Przygotowania do wyprawy trwały od blisko roku, a ja dalej nie mogłem pojąć że już dziś w nocy wyjeżdżamy. Dotarłem na peron gdzie wkrótce spotkałem się z moją towarzyszką podróży. Nie miała zbyt dobrego humoru więc atmosfera była dość nieprzyjemna. Nadjechał pociąg którym mieliśmy dotrzeć do Berlina. Musieliśmy komicznie wyglądać prowadząc rowery w japonkach, a ja mało co się nie zabiłem biegnąc do wagonu :P
Pogoda tego dnia do najładniejszych nie należała, pochmurno i deszczowo, ale obsługa pociągu najwyraźniej była innego zdania bo klimatyzacja chłodziła porządnie. Z początku dało się jakoś wytrzymać, ale po godzinie odmarzały nam nogi. Pani sprawdzająca bilety troszkę wyśmiała moją sugestię przykręcenia chłodzenia, mimo że pasażerka obok również przyznała że ciepło to tu nie jest. No nic, jednak mogłem wziąć ciepłe skarpetki :D
Większość przygotowań wyprawy leżała po mojej stronie-najbardziej bałem się o nasze sakwy.
Normalnie jestem zwolennikiem zwykłych sakw na tylni bagażnik, ale tym razem mieliśmy spróbować czegoś innego z uwagi na wybór rowerów szosowych. Jeżeli chce się mieć porządne sakwy na przód i tył trzeba się liczyć z kosztem około 600 złotych i tym że ich łączna pojemność wyniesie 16-28 litrów. Postanowiliśmy że spróbuję z worków żeglarskich(koszt około 160 złotych) uszyć sakwy montowane na kierownicę i siodło o pojemności łącznej 30-46 litrów. W teorii wszystko było pięknie ale gorzej było z wymyśleniem systemu montowania do roweru...
W Berlinie się przepakowaliśmy. Mimo wcześniejszych ustaleń praktycznie cały sprzęt wspólny jechał u mnie i w sumie poza tym że mężczyzna jest zazwyczaj cięższy i mój rower był narażony na większe przeciążenia to nie było większego problemu, w końcu wiadomo że kobiety potrzebują więcej ubrań i przyborów higienicznych. Miałem tylko nadzieję że nie powtórzy się historia z wyprawy z przed roku gdy ostatniego dnia jechałem już na popękanej obręczy.
Następna przesiadka czekała nas w Osnabrück, dworcu gdzie aby dostać się na niektóre perony, trzeba pokonać trochę schodów. Już tutaj było widać jak popularna w Niemczech jest jazda na rowerze, dosłownie na każdym kroku można było spotkać rowerzystę.
Dzień 1, Warszawa-Berlin-Osnabrück-Köln
17.07.2017, 10km
Przygotowania do wyprawy trwały od blisko roku, a ja dalej nie mogłem pojąć że już dziś w nocy wyjeżdżamy. Dotarłem na peron gdzie wkrótce spotkałem się z moją towarzyszką podróży. Nie miała zbyt dobrego humoru więc atmosfera była dość nieprzyjemna. Nadjechał pociąg którym mieliśmy dotrzeć do Berlina. Musieliśmy komicznie wyglądać prowadząc rowery w japonkach, a ja mało co się nie zabiłem biegnąc do wagonu :P
Pogoda tego dnia do najładniejszych nie należała, pochmurno i deszczowo, ale obsługa pociągu najwyraźniej była innego zdania bo klimatyzacja chłodziła porządnie. Z początku dało się jakoś wytrzymać, ale po godzinie odmarzały nam nogi. Pani sprawdzająca bilety troszkę wyśmiała moją sugestię przykręcenia chłodzenia, mimo że pasażerka obok również przyznała że ciepło to tu nie jest. No nic, jednak mogłem wziąć ciepłe skarpetki :D
Większość przygotowań wyprawy leżała po mojej stronie-najbardziej bałem się o nasze sakwy.
Normalnie jestem zwolennikiem zwykłych sakw na tylni bagażnik, ale tym razem mieliśmy spróbować czegoś innego z uwagi na wybór rowerów szosowych. Jeżeli chce się mieć porządne sakwy na przód i tył trzeba się liczyć z kosztem około 600 złotych i tym że ich łączna pojemność wyniesie 16-28 litrów. Postanowiliśmy że spróbuję z worków żeglarskich(koszt około 160 złotych) uszyć sakwy montowane na kierownicę i siodło o pojemności łącznej 30-46 litrów. W teorii wszystko było pięknie ale gorzej było z wymyśleniem systemu montowania do roweru...
***
Podróże niemieckimi kolejami do najprostszych nie należą. Owszem, jak już się kupi bilet to potem jest z górki bo wszystko jest pięknie opisane, na peronach są obrazki gdzie się zatrzyma Twój wagon więc nawet nie znając niemieckiego się nie zgubisz. W Berlinie nawet zaczepiła nas bardzo miła dwójka osób z informacji która zadbała o to abyśmy wsiedli do właściwego wagonu.
Ale gdy jesteś jeszcze w Polsce kupno biletu online graniczy z cudem. Dla większości pociągów nie ma informacji o rowerach a tym bardziej o cenach, które też do najniższych nie należą. Z pomocą mojego brata który miał okazję mieszkać w Niemczech, udało mi się kupić nasze bilety i nie zbankrutować. Niestety na pociąg z Warszawy do Berlina biletu rowerowego online nie można zakupić więc nie ominęła mnie dodatkowa wycieczka na dworzec w celu zakupu.
W niemieckich pociągach dużo trudniej o miejsce dla roweru, zazwyczaj podróżowaliśmy wagonami po brzegi wypełnionymi rowerami. Oczywiście najbardziej ekskluzywne były wieszaki pionowe, minimalizowało to ryzyko że ktokolwiek w tym tłoku potrąci Twój rower.
W kolejach niemieckich każdy rower ma w wagonie przypisane miejsce, ale w praktyce z uwagi na tłok się tego nie przestrzega, tak samo jak prawie nikt nie stosuje się do przyklejania do roweru specjalnej karteczki(otrzymywanej wraz z zakupem biletu). Kupując bilet można też dopłacić 10 euro i mieć gwarancję miejsca siedzącego, ale w wagonach rowerowych jest zazwyczaj więcej miejsc siedzących niż podróżujących z rowerem dlatego taki wydatek jest raczej zbędny.
Podróżni to bardzo często turyści rowerowi tak jak my, część z nich to jednak osoby po prostu dojeżdżające do pracy, jadące na wycieczkę czy też na trening rowerowy takimi cudeńkami jak poniżej :3
Późnym wieczorem dojechaliśmy do Kolonii. Było już zbyt późno by miastem przedostać się do najbliższego kempingu, jedyną opcją noclegu pozostawał Decathlon Kolonia. Jak się okazało montaż mocno obciążonych sakw mocno odbiegał od tego co udało mi się przetestować w domu. Na szczęście wzięte na ostatnią chwilę gumy naciągające i siatka, pozwoliły po dość długim czasie, zamontować sakwy tak że się trzymały. Moja towarzyszka widząc problemy które spotkały nas już od początku wyprawy, oznajmiła że następnego dnia wraca do Warszawy pierwszym lepszym pociągiem. Nie chciałem by tak się stało bo po mojej ostatniej samodzielnej wyprawie wiedziałem że czeka nas wiele przygód i będzie potem ona żałowała, próbowałem więc ją za wszelką cenę zatrzymać. Po opuszczeniu dworca czekał nas taki widok, i faktycznie tak jak podawali w internecie, roiło się od policji...
Udaliśmy się przez miasto w kierunku naszego noclegu, jazda po prostym z mocno obciążonym przodem była kwestią przyzwyczajenia się, ale myśl o czekających nas podjazdach skłaniała do zastanowienia się nad lepszym rozwiązaniem.
W pewnym momencie oświetlona droga się skończyła, nie było innej opcji dojazdu na miejsce niż przejazd przez las po niczym nie oświetlonej drodze. Na szczęście nasze lampki zdały egzamin i bezpiecznie przejechaliśmy te 2-3 kilometry, było to o tyle trudne że dobra widoczność wynosiła jakieś 2,5 metra a jadąc rowerem szosowym lepiej widzieć czy zaraz nie wjedziemy w jakąś dziurę.
W końcu dotarliśmy na miejsce, pokonanie 10 kilometrów zajęło nam blisko godzinę jak nie więcej.
Liczyliśmy że przed sklepem będą wystawowe namiotu, a tu nic! Moja towarzyszka która i tak nie była zachwycona z pomysłu nocowania przy Decathlonie, pogratulowała mi sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Ja jednak nie traciłem nadziei i postanowiłem objechać okolicę. Okazało się że sklep ma aż trzy kondygnacje, a także 3 piętrowy parking na tyłach. Zaproponowałem wjechanie na górę i poszukanie jakiegoś daszku, była to najbezpieczniejsza i najbardziej komfortowa opcja na tą chwilę.
Wjechaliśmy na ostatnie piętro, przed nami był wielki, pusty, ciemny parking, no i oczywiście niebo z gwiazdami. I chyba nikt nie spodziewałby się tego co zobaczyliśmy jadąc na drugą stronę...tuż przy wejściu z parkingu do sklepu, stały rozstawione dwa namioty pokazowe! Na trzecim piętrze parkingu! :D W tym momencie utwierdziłem się w myśli że właśnie dla takich przygód warto się nie poddawać mimo przeszkód!
Idąc spać obmyślałem plan na jutro, byłem dobrej myśli, rano zejdziemy do sklepu, kupimy bagażniki na sztycę siodełka i rozwiąże się problem przewożenia bagażu. Nie miałem gwarancji że moja towarzyszka mnie jutro nie opuści, ale już po dzisiejszej przygodzie wiedziałem że pojadę dalej, nawet samotnie...
Komentarze